Blog
- 11 grudzień 2014 // by //
- Blog
Zapewne część z Was zdziwi się, gdy przeczyta, że Lisie Pole początkowo miało powstać w zupełnie innym miejscu... Z różnych przyczyn, które mam nadzieję uda mi się wyjaśnić w dalszej części tekstu, działka w Bieniądzicach przez długi czas była przeze mnie traktowana jako miejsce awaryjne.
Ale zacznijmy od początku...
SŁOWIKÓW
Myśl o wyniesieniu się z miasta kiełkowała we mnie w zasadzie od studiów licencjackich. Kilka lat temu, podczas zimowej przerwy międzysemestralnej, wraz z niewielką grupą znajomych udałam się do Galerii W POLU w Słowikowie, którą stworzył Pan Zenon Windak. Zdjęcie powyżej przedstawia wnętrze jednej z sal ekspozycyjnych podczas przygotowań do wernisażu. Słowików to wieś w woj. opolskim położona jakieś 20 minut jazdy samochodem od Wielunia. Podczas naszych odwiedzin wybraliśmy się na spacer po okolicy i... wpadłam jak śliwa w kompot, zakochałam się po uszy w tym miejscu! Dlaczego? Zacznijmy od tego, że sama nazwa wsi brzmi cudnie, a co do konkretniejszych argumentów - bardzo dobry dojazd, droga asfaltowa, potem ciut pod górkę i otwierają się przed nami niekończące się tereny pól uprawnych i lasów. A mnie od zawsze ciągnęło w takie odludne miejsca z potencjałem. Między dawną szkołą, która została bardzo zgrabnie zaadaptowana na galerię i pracownię artysty a posiadłością pewnego znanego reżysera teatralnego, w odległości kilkuset metrów znajduje się na lekkim wzniesieniu stare, opuszczone siedlisko. Wchodząc pod górkę mijamy ogromne bzy, a po dotarciu do drewnianego płota ukazuje nam się widok nadgryzionych zębem czasu zabudowań (stodoła idealne na suszarnię, a dawne pomieszczenia gospodarcze na moją pracownię!). Tuż obok rośnie sad z powykręcanymi starymi jabłoniami, przez który przechodzi się, by dotrzeć do przylegającego do domostwa pola. Podczas mojej pierwszej wizyty w Słowikowie trafiłam akurat na zachód słońca, które znikało na horyzoncie pola i uwierzcie mi - przez ten ułamek sekundy poczułam wzruszenie. Pomyślałam: IDEALNIE. Wielokrotnie wracałam w to miejsce. Poznawałam okolice - leśne śnieżki, drewniane kapliczki na ich rozstajach, stare zabudowania.
Gdy zapadła decyzja o tym, że podejmę się prowadzenia plantacji lawendy, pierwszą rzeczą jaką zrobiliśmy było zdobycie numeru telefonu do właścicielki tego terenu i próba zakupu posiadłości wraz z gruntami. Niestety, nie udało się. Przez te kilka lat mojego życia we Wrocławiu właścicielka zdążyła podzielić grunty na dużo mniejsze działki (co w efekcie znacznie podwyższyło cenę całego areału) i zrezygnowała z chęci sprzedania siedliska. Podchody robiłyśmy ze trzy razy - bezowocnie.
Dlaczego tak bardzo zależało mi na tym siedlisku? Ponieważ długo zastanawiałam się, jak chciałabym żeby wyglądało i funkcjonowało Lisie Pole i Słowików spełniał 100% moich wyobrażeń o własnej plantacji. Przyjęłam takie kryteria, jak: dobry dojazd (łatwa komunikacja z miastem), ciekawa okolica, miejsce z potencjałem, możliwość dalszej adaptacji przestrzeni, stare zabudowania, przylegające do nich grunty orne oraz bliskość natury.
OŻARÓW
W przypadku Ożarowa, wsi położonej 12 km od Wielunia, sprawa wydawała się prosta. Na marginesie: to właśnie tutaj zostały posadzone pierwsze niewielkie ilości lawend. Niedaleko Ożarowa mamy od wielu lat działkę, więc po fiasku ze Słowikowem, zapadła decyzja, że Lisie powstanie w tym miejscu. Zresztą równie pięknym! Działka ulokowana jest spory kawałek od zabudowań wiejskich. Żeby się do niej dostać, trzeba minąć wiatrak z początków XX w. w Kocilewie, stary dwór, w którym znajduje się Muzeum Wnętrz Dworskich, z przylegającym do niego zespołem parkowo-dworskim. O ile okolice Słowikowa to dla mnie terra incognita, to Ożarów jest mi dobrze znany. Odwiedzam to miejsce od czasów liceum i za każdym razem jestem pod wrażeniem świetnej jakości dróg leśnych, oznaczeń ścieżek rowerowych oraz klimatycznych zakątków tj. tereny stawów czy glinianek.
Jednak i tu, na skraju lasu, nie udało mi się stworzyć takiego miejsca, o którym marzyłam od dawna - z dala od zgiełku, w sąsiedztwie natury, ale i z przyjemną otoczką (Muzeum Wnętrz Dworskich organizuje we współpracy z Filharmonią Częstochowską spotkania muzyczne).
Dlaczego? Tym razem pokonały nas plany zagospodarowania przestrzennego - o ich zmianę możemy ubiegać się dopiero do realizacji sieci kanalizacyjnej, ale kiedy miałoby to nastąpić? Dwa lata temu nie udało nam się uzyskać konkretnej odpowiedzi na to pytanie, więc zaczęliśmy szukać ponownie... i tak trafiliśmy znów do województwa opolskiego do wsi...
WIERZBIE
W której stała na sprzedaż wiekowa leśniczówka z imponującej wielkości dębem na środku podwórka. Mnie zaparło dech w piersiach - leśniczówka z dwoma gankami, przestronna, dobrze oświetlona, ogromna stodoła, budynki gospodarcze (po remoncie idealnie nadawałby się na pokoje gościnne), stare ule, sad i cała masa malin! Dojazd: droga wybudowana z funduszy unijnych, asfalt pod sam dom, w okolicy hodowla kóz, stadnina, winiarnia...
Co tym razem nie pasowało? Po pierwsze: nadleśnictwo nie chciało zamienić się działkami, więc nie mielibyśmy miejsca pod lawendy, a druga sprawa to koszty - w tę miejscówkę musielibyśmy włożyć naprawdę dużo pieniędzy.
Po tak bezowocnych próbach powrócił temat plantacji lawendy w Bieniądzicach.
Dosłowny powrót do korzeni.
Bieniądzice, Lisie Pole latem
Dlaczego tak długo wzbraniałam się przed powrotem w to miejsce? Przede wszystkim chodziło o brak możliwości zrealizowania planu związanego z Lisim w 100%. Tutaj jesteśmy ograniczeni przestrzennie. Z lewej strony sąsiad, z prawej strony sąsiad. Jeśli ktoś myśli, że współczesna wieś jest cicha i spokojna, to się bardzo myli. Zawsze ktoś kosi trawę, pracuje w warsztacie - więcej tu burczenia i stukania niż na moim wrocławskim Sępolnie. Pole z lawendami jest mocno cofnięte, więc tam panuje cisza i spokój, jednak w obejściu ciągle pracuję nad tym, by zrobiło się bardziej kameralnie - sadzę rośliny, stawiam płot... Próbuję stworzyć namiastkę niezmąconego niczym spokoju, który bez problemu jest do osiągnięcia, gdy za płotem mamy las i nieograniczone pola uprawne, a do najbliższego domostwa kilka minut drogi. Dodatkowo musieliśmy zweryfikować nasze plany - nigdy nie będziemy prowadzić agroturystyki na pełnych obrotach - takiej z noclegami. Najzwyczajniej w świecie nie mamy miejsca, by przenocować więcej niż dwie osoby. Nigdy też nie uda się nam poszerzyć naszej działalności o organizację koncertów czy sielskich wesel (nawet w kameralnym gronie), gdyż mieszkamy w centrum wsi i z szacunku do osób żyjących w naszym sąsiedztwie nie zafundujemy im nieprzespanych nocy z powodu np. występów freejazzowych. ;)
Z drugiej strony nie przestajemy kombinować... Przez zimę mamy w planach stworzenie koncepcji przeniesienia mojej pracowni na zewnątrz (podrzucam mocno inspirujący link) oraz dostawienia konstrukcji podwyższonego tarasu od strony pola (będzie można patrzeć na Lisie z góry!) z wejściem do suszarni, która mieści się na strychu. Takie rozwiązania na pewno uatrakcyjnią Lisie. Planujemy też ruszyć w nowym sezonie z rękodzielniczymi warsztatami, ale o tym innym razem. :)
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.