Blog
- 13 maj 2015 // by //
- Blog
Niebieską Pasją nazywana jest całkiem młoda odmiana lawendy wąskolistnej Blue Scent. Miała być ona remedium dla polskich plantatorów - znosi niższe pH ziemi, toleruje półcień, daje obfite zbiory już w pierwszym roku i w dodatku jest odporniejsza na choroby grzybowe. Brzmi bosko, prawda? Ale jak wygląda rzeczywistość? Jest połowa maja, a ja w historii poczty mailowej, na Facebooku i w telefonie mam sporo wiadomości od innych plantatorów oraz osób uprawiających lawendę hobbistycznie o tym, że w tym roku na wielu polach/poletkach i ogrodach wypadły właśnie te super odporne rośliny... Wielkość strat jest różna - od 30 do 100% roślin. Lisie Pole również poniosło straty - z 27 rzędów 6 jest do wymiany.
Do czego zmierzam - to właśnie ta konkretna odmiana, mimo odmiennego traktowania, stwarza te same problemy w różnych strefach klimatycznych - wśród osób, które poniosły straty są tacy, którzy cięli rośliny pod koniec sierpnia, ale i tacy, którzy nie cięli ich jesienią w ogóle. Skoro u niektórych była zima sucha i bez mrozów, u innych wilgotna i także bezmroźna, a Blue Scent zachował się identycznie w różnych szerokościach geograficznych to może czas uznać ją za odmianę, która wcale nie jest aż tak odporna? Albo inaczej - może wcale nie jest tak ŁATWA w uprawie?
Nie powiem, sama piałam peany na cześć tej odmiany (klik) w pierwszym roku uprawy. Fascynował mnie szybki przyrost części zielonej, jej rozbudowana kwitnąca intensywnie korona. Do zeszłorocznej wiosny... Już rok temu w maju część Blue Scentów dała nam popalić - później odbijała, a gdy odbiła była zbyt wiotka, by utrzymać pokrój (klik). Rośliny od ilości kwiatów zaczęły rozkładać się na boki, wręcz płożyć, co ogromnie utrudniało zbiory - każdy, kto szedł ciąć Blue Scenty, miał kwaśną minę i zapewniam, że co chwilę leciały przekleństwa znad krzaków. ;)
Pewnie zastanawiacie się, o co mi dokładnie chodzi, przecież lawenda to lawenda - każda wygląda praktycznie tak samo, różni się głównie kształtem i kolorem kłosów...
Przygotowałam więc małą charakterystykę tej lawendy na podstawie własnych obserwacji:
1. Blue Scent nie nadaje się do ogrodu! Chociażby z tego względu, że przez większość roku wygląda paskudnie - gubi liście. Nie jest to zimozielona lawenda. Musicie mieć świadomość tego, że i być może szybko urośnie i stworzy szpaler, ale przez osiem miesięcy będą Wam w ogrodzie sterczeć suche badyle.
2. Blue Scent nie ma zwartego pokroju, jest rozłożysty, trudny do formowania (mam wrażenie, że on w ogóle nie lubi cięcia), nierównomiernie się zieleni, ma tendencję do wypuszczania płożących się pędów. Brzmi mało lawendowo, prawda?
3. Pół miesiąca temu skończyłam ciąć te Blue Scenty, które już się u mnie zazieleniły - cięłam wszystkie pędy, które sprawiały problem w zeszłym roku, próbowałam jakoś je okiełznać. Robota głupiego - na ten moment znów rośnie jak chce i już wiem, że za miesiąc/dwa będzie z nim ten sam problem co w zeszłym roku. Praca przy tej lawendzie zajmuje dużo więcej czasu niż przy innych odmianach - u mnie na polu rośnie ciut więcej lawend odmiany Hidcote - dla porównania: wiosenne cięcie kulek Hicote'a zajęło mi dwa dni, Blue Scenty cięłam prawie dwa tygodnie...
W ogrodzie rosną u mnie także: Grosso, Grappenhall, Munstead, Dwarf Blue i głównie Hidcote - nauczona jestem do pracy z nimi, również męczącej, ale przynoszącej konkretny, zadowalający efekt. Dla mnie Blue Scent jest nieprzewidywalny w 100% i nie do okiełznania. Antylawenda, serio.
4. Blue Scent daje masę krótkich łodyżek - nadaje się wyłącznie na susz. Munstead, Grosso czy Hidcote też nadają się na susz, ale dzięki długim łodygom można zawsze przebranżowić się na robienie bukietów czy innych dekoracji. W przypadku tej odmiany nie ma takiej alternatywy.
5. Podobno Blue Scent nie wymaga okrycia - cóż, tegoroczne dramaty pokazują, że jednak nie jest to taka oczywista sprawa.
6. Blue Scent rośnie jak burza i z roku na rok (to już trzeci sezon Lisiego!) coraz widoczniej traci swoje siły witalne. Wiecie, jakby ciągle jechał na zapasach - stąd to coraz późniejsze odbijanie oraz konieczność odmładzania roślin. Jeszcze nie zdążysz zebrać wszystkiego z pierwszych zbiorów, a on już kwitnie kolejny raz i kolejny i kolejny... i kwitnie nawet w listopadzie, a potem przychodzi nagle zima i bum - ma problem, żeby się zebrać na wiosnę.
7. Szybko rozrastająca się korona, przy słabym wzrośnie korzeni. To moja wczorajsza obserwacja, bo zaczęłam wykopywać suche Blue Scenty z pola. To nie jest zdrowa, ładna bryła korzeniowa lawendy rosnącej trzeci sezon w ziemi. Jasne, mogłabym czekać do lipca, bo być może się jeszcze zazielenią, ale za rok obstawiam, że nic by już po nich nie zostało, bo widać, że z roku na rok zwiększa się odsetek roślin, które mają problem z odbiciem po zimie. Pojedyncze zielone listki na suchych gałęziach nie wróżą nic dobrego. Te 6 rzędów dało z siebie wszystko i prosi się o wymianę. Najlepiej na taką lawendę, która sprawdza się od lat w naszych warunkach.
Ja też, przyznam się, jestem najzwyczajniej w świecie zmęczona nawarstwianiem się niepotrzebnej pracy przy rzędach Blue Scentów. Zapadła więc decyzja, że 6 rzędów jest do skoszenia/zaorania/spalenia/usunięcia (akysz!). Reszta Blue Scentów, która się zieleni - będzie traktowana czysto produkcyjnie, a w lukę, która powstała będziemy dosadzać nowe rośliny, ale zdecydowanie nie Blue Scenty. Mamy niewiele czasu, bo otwarcie sezonu tuż tuż...
PS To są moje czysto subiektywne spostrzeżenia - ich podstawą jest zdobyte doświadczenie na plantacji i systematyczne porównywanie dwóch uprawianych przeze mnie odmian lawendy lekarskiej.
Komentarze
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.